Troskliwa pielęgniarka | 212. GŁOŚNE ZBRODNIE

Gdy w jednym z duńskich szpitali w tajemniczych okolicznościach nagle zaczęli umierać pacjenci – pojawiło się pytanie. Czy ich śmierć na pewno była naturalna? A może ktoś ich zabijał, podając im zbyt dużą dawkę silnych leków? Na celownik szybko trafiła pewna kobieta z personelu. Pytanie tylko, czy faktycznie miała coś na sumieniu. Dlaczego miałaby uśmiercać niewinnych ludzi, który powinna się przecież opiekować?

 

Najgorszy szpital w Danii

Szpital w Nykøbing Falster, w którym miała miejsce seria nieoczekiwanych zgonów pacjentów. Gdy o sprawie napisały duńskie gazety, cały kraj był w szoku. Wiadomość o wydarzeniach jakie miały tam miejsce, podzieliła opinię publiczną na dwa obozy. Co się stało?

Szpital w Nykøbing Falster – usytuowany na duńskiej wyspie Falster – jest najdalej na południe położonym szpitalem w Danii. I od wielu lat nie cieszy się on zbyt dobrą opinią. Panującą zarówno wśród krajowych ekspertów do spraw zdrowia, jak i samych pacjentów. Co więcej – suchej nitki na nim nie pozostawiają również dziennikarze. Wielokrotnie nazywali oni ten szpital „jedną z tych placówek, w której umiera najwięcej przyjmowanych pacjentów”. Mało tego – w roku 2010 umieścili go na drugim miejscu wśród szpitali, które „zagrażają życiu Duńczyków”. Dwa lata później nastąpił awans na pozycję pierwszą i od tego czasu nie milkną głosy, że jest on „najgorszym szpitalem w całej Danii”.

Wbrew pozorom – za taki stan rzeczy nie odpowiadają pracujący w tym szpitalu lekarze. Oni akurat – poza kilkoma niechlubnymi wyjątkami – zawsze słynęli ze swojego profesjonalizmu i wzorowego podejścia do pacjentów. Podobnie, jak zatrudnione w tym miejscu pielęgniarki. Problemem było natomiast samo miejsce, w którym zlokalizowany był szpital.

Od lat 90. XX wieku czwarta co do wielkości duńska wyspa przodowała w krajowych statystykach pod względem mieszkających na niej osób bezrobotnych. Winę za to ponosiły głównie bogate gminy z okolic stolicy kraju, które systematycznie eksmitowały w to miejsce tak zwane rodziny z problemami. Doprowadziło to do sytuacji, w której wyspa stała się rekordzistką w Danii pod względem przeprowadzanych komorniczych licytacji oraz osób będących na zasiłkach socjalnych.

 

Troskliwa pielęgniarka

Raport Krajowej Rady do Spraw Zdrowia nie pozostawiał złudzeń. Ludzie biedni znacznie mniej dbali o własne zdrowie niż ich bogatsi rodacy. Z tego powody wyspę Faster oraz sąsiadująca z nią wyspę Lolland zamieszkiwała rekordowo duża liczba pacjentów z więcej niż jedną zdiagnozowaną chorobą. Jeśli dodamy do tego fakt, że ten rejon Danii mógł się „poszczycić” najwyższym procentowym udziałem palaczy, osób ze znaczną nadwagą, chorych na cukrzycę oraz cierpiących na bóle kręgosłupa – daje do dość dobry obraz tego, z czym na co dzień musieli się zmagać miejscowi lekarze. A tych w szpitalu Nykøbing Falster zawsze brakowało. I to z prostego powodu – niewielu specjalistów chciało pracować w placówce o tak złej sławie.

Takich oporów nie miała Pernille – 27-letnia pielęgniarka z oddziału ratunkowego. Jako jedna z nielicznych – praktycznie nie wyobrażała sobie innego miejsca pracy. Nie tylko dlatego, że była bardzo zżyta z tym szpitalem. To właśnie tam poznała swojego życiowego partnera. Niels był ordynatorem oddziału ratunkowego. Rozwiedziony, szybko wpadł w oko młodej pielęgniarce. Ze wzajemnością. Oboje długo ukrywali swój związek przed przełożonymi. W końcu zdecydowali się ogłosić publicznie, że są parą. 

Dogadywali się świetnie. Zarówno w prywatnie, jak i w pracy. Pernille wiedziała, że zawsze może liczyć na jego pomoc. To właśnie do Nielsa zwróciła się ze swoim problemem. Zrobiła to od razu, jak tylko zaczęła podejrzewać, że coś tam jest nie tak. Że na jej oddziale zaczęły się dziać dziwne i straszne rzeczy. 

 

 

Christina Hansen

Była niedziela, 15 lutego 2015 roku. Niezwykle pracowity weekend kończył się dla Pernille trzecim z rzędu 12-godzinnym dyżurem. Rozpoczęła go o 7 rano, kończyć miała o 19. Gdy przyszła do pracy, przejęła zmianę od innej pielęgniarki – 31-letniej Christiny. Wcześniej kobiety zazwyczaj pracowały razem. Nie były może przyjaciółkami i nie utrzymywały ze sobą kontaktu poza szpitalem, ale w pracy dogadywały się znakomicie. Jedna mogła polegać na drugiej, a co najważniejsze – mogły sobie ufać.

Zdarzało się, że ludzie przyjmowani do szpitala umierali – zwłaszcza, jeśli na oddział ratunkowy trafiali w stanie ciężkim. Jednak z reguły przeprowadzone badania pozwalają nam ocenić z dużym prawdopodobieństwem, jak szybko może nastąpić śmierć. A gdy już do niej dochodzi – nie jest ona zaskoczeniem ani dla nas lekarzy, ani dla pielęgniarek. Natomiast w tamten weekend personel szpitala zaskoczyły aż cztery przypadki.

Zaczęło się już w piątek. Na oddział przyjęta została starsza pani. Jej stan był ciężki, ale personelowi udało się go ustabilizować. Pernille opiekowała się pacjentką przez całą swoją zmianę, a gdy wychodziła do domu z ulgą zapisała w karcie pacjenta, że stan chorej poprawił się i nie zagraża jej życiu. Jednak gdy 12 godzin później Pernille ponownie zjawiła się na swoim oddziale – usłyszała, że pacjentka zmarła. Dosłownie chwilę po jej wyjściu, starsza pani nagle przestała oddychać i żaden z lekarzy nie wiedział dlaczego. 

 

Bardzo ostry dyżur

Podczas sobotniego dyżuru doszło do bardzo podobnej sytuacji. Pacjent z bólem w klatce piersiowej i zawrotami głowy. Po podłączeniu mężczyzny do urządzenia monitorującego okazało się jednak, że nic poważnego mu nie dolegało. Zwykły atak paniki. Zanim Pernille skończyła swój dyżur, jego stan był już na tyle dobry, że następnego dnia miał zostać wypisany do domu. Tak się jednak nie stało. W nocy po prostu przestał oddychać.

Innego pacjenta przyjęto z powodu infekcji nogi. Choć w ranę wdała się już gangrena, 70-latek za nic na świecie nie zgadzał się na amputację. Pernille podała mu antybiotyki, ale ostrzegła, że takie leczenie nie zwalczy infekcji, która na dłuższą metę doprowadzi do jego śmierci. Jednak ten pacjent zmarł znacznie szybciej niż prognozowała Pernille. Zaledwie kilka godzin po przejęciu dyżuru przez nocną zmianę.

Godzinę po nim zmarł mężczyzna, którego chwilę wcześniej przyjęto na oddział ratunkowy z powodu zatrzymania moczu. Cztery przypadki nagłej śmierci. Umierali pacjenci, u których absolutnie nic na to nie wskazywało. Na ten dziwny zbieg okoliczności zwróciła również uwagę pielęgniarka Carina, przejmująca swój dyżur od Pernille. Obie kobiety spotkały się w niedzielny wieczór. Rozmawiając w pokoju socjalnym o tych niezrozumiałych przypadkach – nagle obie zadały sobie w myślach pytanie.

 

A co, jeśli to nie były przypadki. Drugie pytanie Pernille zadała już głośno. Co ona im zrobiła? Carina nic nie odpowiedziała, ale nie była tym pytaniem zaskoczona. I nawet nie zapytała o kim jej koleżanka mówi. Nagle obie pielęgniarki uświadomiły sobie, że tak naprawdę myślą o tej samej osobie… Kto to mógł być? Sprawdź w 212 odcinku Kryminatorium.

Słuchaj podcastów na: