30 lat temu w swoim domu została zamordowana 27-letnia kobieta. Gdy ofiara jeszcze żyła, pewien mężczyzna zadzwonił pod numer alarmowy 911 z prośbą o udzielenie jej pilnej pomocy. Na pytanie, co robił w domu ofiary – rozłączył się.
Czy był to morderca z wyrzutami sumienia? A może przypadkowy świadek, który bał się ujawnić? Aby schwytać zabójcę, policja musiała najpierw znaleźć tajemniczego rozmówcę, dzwoniącego na numer alarmowy. Okazało się to trudniejsze niż wszyscy sądzili…
NUMER 911
Telefon odebrany w poniedziałek 28 października 1991 roku zmroził operatorkę numeru alarmowego w Wheeling, w amerykańskim stanie Illinois. Postawił też na nogi wszystkie lokalne służby. Dokładnie o godzinie 11:31 na numer 911 zadzwonił anonimowy mężczyzna. Nie przedstawiając się, podał adres. Poprosił o natychmiastowe wysłanie kogoś w to miejsce. Twierdził, że w domu mieszczącym się pod tym adresem znajduje się młoda kobieta. Nie oddychała, a co więcej – zaczynała sinieć.
Operatorka starała się zachować spokój. Dla pewności powtórzyła nazwę ulicy – nieznacznie ją przekręcając. Rozmówca natychmiast poprawił ją, wytykając błąd. Na pytanie z jakiego numeru dzwoni – odpowiedział, że nie wie, bo jest to publiczna budka telefoniczna.
Kobieta przyjmująca zgłoszenie słusznie założyła, że skoro mężczyzna wie o kobiecie umierającej w jej własnym domu – to na pewno musiał być w środku. Zapytała więc, kiedy w nim był. Po tym pytaniu mężczyzna zdenerwował się i bez najmniejszej zwłoki rzucił jedynie krótkim „pa”. Po czym po prostu rozłączył się.
Ekipa pogotowia ratunkowego pojawiła się pod wskazanym adresem zaledwie 5 minut po zgłoszeniu. Dokładnie o 11:36 sanitariusze weszli do domu. Główne drzwi frontowe były zamknięte, ale nie zaryglowane. Szybko okazało się, że tajemniczy dzwoniący mówił prawdę.
Wewnątrz sypialni, na podłodze leżała nieruchomo młoda kobieta. Ubrana była jedynie w bieliznę i sięgającą do kolan flanelową koszulę nocną. Nie oddychała. Jej głowa spoczywała na poduszce. Wokół niej panował niemal idealny porządek. Nigdzie nie było widać żadnych śladów walki.
BEZ ŚLADÓW
Karetka natychmiast zabrała kobietę. Na jej ratunek było już jednak za późno. Zmarła tuż po przewiezieniu do szpitala. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie. Na jej nosie i ustach odkryto ślady poduszki, którą ofiara miała pod głową w chwili, gdy została znaleziona przez ratowników. W jej ciele nie stwierdzono obecności alkoholu i narkotyków. Przed śmiercią nie została zgwałcona.
Policja od razu ustaliła tożsamość zmarłej. Była to 27-letnia Jamie Lynn Santos. Jej śmierć zakwalifikowano jako morderstwo. Detektywi z Wydziału Zabójstw policji w Wheeling rozpoczęli śledztwo w sprawie zabójstwa.
Za pomocą mediów zastępca szefa policji w Wheeling zaapelował do tajemniczego rozmówcy, aby ten zgłosił się w ciągu 24 godzin. Zapowiedział również, że jeśli tego nie uczyni – nagranie całej rozmowy zostanie upublicznione.
Policja badająca sprawę jej śmierci założyła, że Jamie prawdopodobnie znała swojego zabójcę. Co więcej – że dobrowolnie wpuściła go do środka. Wskazywał na to brak jakichkolwiek śladów włamania. Nie wykluczono jednak, że do zabójstwa doszło z powodu rabunkowego.
Detektywi przesłuchali znajomych kobiety. Okazało się, że kilka dni wcześniej Jamie powiedziała swojej przyjaciółce, że zamierza kupić broń. Jej przyjaciółka Linda opowiedziała śledczym, że w ostatnich dniach Jamie zachowywała się inaczej niż zwykle. Sprawiała wrażenie osoby zmartwionej, może wystraszonej.
ILE WIEDZIAŁ DZWONIĄCY?
Wytypowano kilkunastu podejrzanych, których przebadano wykrywaczem kłamstw. Bez rezultatu. W domu zabezpieczono odciski palców nie należące do osób z najbliższego otoczenia Jamie. Nie udało się ich jednak dopasować do osób, których odciski znajdowały się w policyjnej bazie danych.
Jednym z ważniejszych pytań śledczy zaczęli zadawać po przeprowadzonej sekcji zwłok. Badania wykazały, że na ciele kobiety nie znaleziono oznak walki z napastnikiem. Mówiąc krótko – w chwili, gdy była duszona – ofiara w ogóle się nie broniła. Nie stwierdzono w jej ciele obecności środków usypiających. Nie było ani narkotyków, ani alkoholu.
Wtedy po raz pierwszy detektywi pomyśleli, że być może nie było to zaplanowane morderstwo, ale nieszczęśliwy wypadek. Ostrożnie założono, że duszenie kobiety mogło być dobrowolne. Jako wynik seksualnego fetyszu, o którym nikt z jej bliskich nie wiedział.
Tym bardziej, że sprawca ułożył Jamie na wygodnej poduszce zanim opuścił jej dom. Wyrzuty sumienia? Czy to właśnie on zadzwonił na numer alarmowy, aby uratować umierającą kochankę? Aby to ustalić, policja musiała znaleźć tajemniczego mężczyznę, który zadzwonił pod 911.
Tymczasem dzwoniący nie zgłosił się. Nagranie rozmowy zostało więc opublikowane. Policja liczyła na szybki odzew ludzi, który będą w stanie rozpoznać głos. I choć kilka osób próbowało pomóc, ich wskazówki okazały się całkowicie bezwartościowe.
Rodzina Jamie na specjalnej konferencji prasowej apelowała za pośrednictwem dziennikarzy do tajemniczego mężczyzny, aby się ujawnił. Policja zapewniła go, że nie jest przez nich traktowany jako osoba podejrzana. Że nie ma on się czego obawiać. On jednak wciąż się nie zgłaszał.
MNÓSTWO PYTAŃ
Podczas śledztwa pojawiło się mnóstwo pytań. Kim był ten dzwoniący mężczyzna? I co ważniejsze – ile wiedział? Faktem jest, że wyraźnie poprawił operatorkę, która pomyliła nazwę ulicy. A więc znał dokładny adres wraz z numerem. Oznaczało to, że pochodził z okolicy lub często w niej bywał. Wiedział, że kobieta umiera wewnątrz domu. Czyli był w nim, gdy leżała już na podłodze lub widział wszystko przez okno.
Czy widział, jak morderca wychodzi z jej domu w pośpiechu, a następnie sam wszedł do środka? A może to on był tajemniczym kochankiem kobiety, a gdy sprawy zabrnęły za daleko – spanikował i uciekł. Czy dlatego później zadzwonił na numer alarmowy, próbując uratować kobietę? Czy jego wyrzuty sumienia mogły okazać się większe niż strach przed aresztowaniem?