Sposób w jaki zamordowano całą rodzinę wskazywał na egzekucję. Kula w tył głowy. Robota fachowca. Dlaczego chłopska rodzina została pewnego lipcowego dnia 1946 roku zamordowana? Czego w ich domu szukał zabójca? Co tak naprawdę wydarzyło się na farmie? Po kilku latach nieudanego śledztwa żaden poważny trop nie rzucił światła na to poczwórne morderstwo. Czy komuś zależało na ukryciu prawdy?
4 ciała na farmie rodziny Carteron
Rankiem 21 lipca 1946 roku kobieta poszła na farmę Carteronów, odległą o niecałe 200 metrów od jej domu. Była zaniepokojona faktem, że od dłuższego czasu nie widziała swoich sąsiadów. Przed drzwiami dostrzegła nieodebraną od kilku dni pocztę i gazety. Drzwi do domu były otwarte. Po wejściu do środka, ujrzała stojący w sieni dzbanek mleka, dostarczany przez okolicznego mleczarza.
W pokoju obok panował porządek. Jej uwagę zwróciła jednak wybita szybka w drzwiach do graniczącej z sienią komórki. Kiedy otworzyła do niej drzwi, poczuła okropny zapach. Kobieta pomyślała, że przypomina on smród rozkładających się zwłok. I miała rację. W środku znalazła nie jedno, ale cztery ciała.
Gospodarz, jego żona i dwójka dzieci leżeli na ziemi ułożeni w krąg. Wszyscy mieli związane i przywiązane do stóp ręce. Przerażona sąsiadka wybiegła z domu, aby o tym makabrycznym odkryciu powiedzieć swojemu mężowi. Mężczyzna natychmiast pobiegł do pobliskiego miasteczka, powiadomić o wszystkim burmistrza. Ten natomiast wezwał żandarmów.
Pierwsze ustalenia
Przybyli na miejsce funkcjonariusze stwierdzili, że sprawca lub sprawcy dostali się do komórki wybijając szybę w drzwiach. W tym czasie rodzina jadła obiad. Zaniepokojony hałasem gospodarz w pobiegł do pomieszczenia. O pośpiechu z jakim to uczynił świadczyły pozostawione pod stołem sandały. Sprawcy związali jego i resztę rodziny, układając ich w kole. Przeszukania domu pozwoliły żandarmom ustalić następujące okoliczności zdarzeń.
– Po włamaniu się i skrępowaniu mieszkańców zabójca lub zabójcy przetrząsnęli całe domostwo. Pokój na dole nie miał oznak splądrowania, natomiast pomieszczenie na górze przedstawiał obraz totalnego bałaganu. Otwarta szafa, powyciągane z niej szuflady, ubrania walające się po podłodze, opróżniona z zawartości komoda. Na małym stoliku zauważyliśmy puste pudełko po komplecie sztućców. Jak się później okazało nie były ani srebrne, ani nawet posrebrzane. Pospolite, wykonane z metalu, a i tak je zabrali. – Policjant
Według wstępnych oględzin, rodzinę farmerów zabito strzałem w tył głowy, najpewniej z pistoletu lub karabinu maszynowego. Na ich ciałach nie było widać oznak jakichkolwiek tortur. Sprawa przerastała kompetencje i doświadczenie prowincjonalnych żandarmów. Powiadomili swoich zwierzchników.
Inspektor
Śledztwo powierzono inspektorowi Daraud. Doświadczonemu w swoim fachu funkcjonariuszowi policji. Niestety, jego przeszłość wiązała się z pracą w policji pod rządami Vichy, kolaborującego z niemieckim okupantem. To duże obciążenie będzie miało niewątpliwy wpływ na prowadzone przez niego śledztwo.
Inspektor stwierdził, że napastnik lub napastnicy najpierw zastrzelili leżącego w swoim legowisku psa. Może on pierwszy poczuł zagrożenie? Pewnie zaczął szczekać lub próbował bronić swojego pana? Na miejscu zbrodni znaleziono sześć łusek, które przekazano do badania lokalnemu biegłemu, który z zawodu był zwykłym kowalem. W swojej nazwijmy to ekspertyzie uznał, że pochodzą z pistoletu kaliber 9 mm.
Sąsiadka rodziny Carteron
Morderstwo na tle rabunkowym? Hipoteza kradzieży wydawała się nieprawdopodobna, ponieważ sytuacja finansowa tej rodziny była ogólnie znana. Nie byli bogaci. Nie mieli nic, co można by chcieć im ukraść. Kto mordowałby wszystkich domowników dla kilku noży i łyżek z nieszlachetnego metalu? Nic poza tym nie zginęło, a ciała ofiar nie nosiły oznak tortur lub jakichkolwiek innych obrażeń sugerujących, że stawiały opór. Inspektor miał doprawdy trudne zadanie. Praktycznie żadnych poszlak, żadnych świadków. Brak motywu. Musiał w tej zagadce znaleźć jakieś sensowny wytłumaczenie.
Na trop ewentualnego mordercy naprowadziło zeznanie jednej z sąsiadek. Kobieta przyznała, że jakiś czas wcześniej zatrudniła na swojej farmie dwoje młodych ludzi. Chłopaka i jego 18-letnią narzeczoną. Pracowali u niej jako robotnicy sezonowi. Pomagali przy gospodarstwie, ponieważ jej mąż po wojnie nie wrócił jeszcze do domu”
Ta informacja od razu zainteresowała śledczego. Przesłuchano okolicznych mieszkańców. Nie byli zbyt rozmowni. Zamknięte społeczności niechętnie dzielą się swoimi tajemnicami. Zwłaszcza z nieznajomymi z odległego miasta, nieznającymi tutejszych zwyczajów i mieszkańców.
Podejrzany
Inspektor stworzył kilka potencjalnych scenariuszy zbrodni. Pierwszym podejrzanym był najemny robotnik. Tylko jaki miałby mieć powód? Tanie sztućce? To nie byłoby zgodne z logiką. A jednak motyw – choć wątpliwy – w końcu się pojawił. W toku jednego z przesłuchań sąsiad przyznał, że robotnik kiedyś pożyczył od Carterona młotek i nigdy go nie zwrócił. To było powodem małego konfliktu. Ale żeby zamordować z powodu młotka całą rodzinę? Mało prawdopodobne, ale postanowiono to sprawdzić.
– Szybko ustaliliśmy, że robotnik był dezerterem z armii francuskiej. Mężczyzna znalazł schronienie i pracę na sąsiadującym z farmą zamordowanych gospodarstwie. Pracował uczciwie, a w zamian dostawał wyżywienie i dach nad głową. Był jednak osobą bardzo zamkniętą w sobie, z agresją reagującą na pytania dotyczące jego przeszłości. – Inspektor
Jego zachowanie skłoniło jednego z mieszkańców do zawiadomienia lokalnej żandarmerii. Ktoś tak dziwnie zachowujący się i unikający pytań musi budzić zaciekawienie. Żandarmi wezwali mężczyznę na posterunek. Nie pojawił się. Odwiedził natomiast swoją pracodawczynię. Był wściekły, że na niego doniosła – groził jej zemstą. Żandarmi zatrzymali go w odległości kilku kilometrów od gospodarstwa. Czekał ze swoją dziewczyną na autobus. Przekazali go w ręce policji z najbliższego większego miasta, a oni z kolei mieli przetransportować do Paryża. Ale coś poszło nie tak. Mężczyzna zdołał uciec i ślad po nim zaginął.
Poszukiwania sprawcy
Jak się okazało w toku dalszego śledztwa, po ucieczce wrócił na farmę i zabrał swoje rzeczy. Nikt go więcej nie widział. Zachowując się w ten sposób stał się pierwszym podejrzanym w tej sprawie. To był trop, którym musiał podążyć inspektor. W głębi duszy wątpił, aby uciekinier był sprawcą masakry. Nieoddany młotek jako motyw? Coś mu nie pasowało.
Rozpoczęto poszukiwania zbiega. Nie były to jednak czasy, w których pozyskanie informacji następowało z dnia na dzień. Nie było Internetu czy telefonii komórkowej. Obowiązywały natomiast czasochłonne, biurokratyczne procedury. Inspektor był jednak osobą wytrwałą w dążeniu do celu. Po pewnym czasie udało mu się ustalić miejsce pobytu narzeczonej dezertera. Okazało się, że kobieta mieszka w Paryżu. Do jej mieszkania udało się dwóch funkcjonariuszy. Chcieli zadać jej kilka pytań dotyczących jej związku z podejrzanym. Złożyli jej wizytę.
Widok inspektorów nie zaniepokoił dziewczyny. Zaprosiła ich do środka i bez żadnych oporów opowiedziała im o swojej znajomości z poszukiwanym. Wyznała, że zakończyła z nim związek zaraz po tym, jak uciekli policji. Miała dosyć takiego życia. Ciągłej zmiany miejsca pobytu, podejmowania się przypadkowych prac. Marzyła o stabilizacji i założeniu rodziny. Przyjechała więc do Paryża, aby rozpocząć normalne życie.
Policjanci zapytali czy wie, gdzie aktualnie przebywa jej były narzeczony. A może domyśla się, z kim mógłby się chcieć skontaktować? Jej odpowiedz dostarczyła policji cenną wskazówkę. Kobieta pamiętała, że uciekinier zawsze utrzymywał bliskie stosunki ze swoją matką. Jak tylko mógł, pisał do niej kilka słów, aby się o niego nie martwiła”
Dziewczyna podała policjantom adres zamieszkania matki. Wszystkie uzyskane informacje trafiły na biurko inspektora. Powoli, z niczym niepowiązanych ze sobą fragmentów sprawy zaczął się układać obraz. A raczej przebieg zdarzeń, które doprowadziły do zbrodni. Zaledwie kontury, ale to i tak był już jakiś postęp.
Listy do matki
Inspektor postanowił wyjaśnić tę kwestię do końca. Miał nadzieję, że w rozwiązaniu zagadki pomoże im matka poszukiwanego. Kobieta przyznała jednak, że już od dawna nie widziała swojego syna i marzy o tym, aby go jeszcze ujrzeć przed własną śmiercią. Zawsze dawał jej znać o sobie, żeby chociaż w ten sposób uspokajać ją, co do swojego losu.
Zapytana o to, czy ostatnio kontaktował się z nią, staruszka nagle się ożywiła. Wyraźnie podekscytowana, energicznie wstała z fotela i podeszła do pozbawionej w niektórych miejscach lakieru komódki. Z jednej z szuflad – do której od dawna brakowało już kluczyka – wyciągnęła plik związanych różową wstążką listów. Były to wszystkie wiadomości, które syn do niej napisał, a które niczym biblię czytała każdego wieczoru. Wyjęła jeden, znajdujący się na wierzchu list i wręczyła go policjantowi.
– Z jego treści wynikało, że poszukiwany mężczyzna od dłuższego czasu przebywa poza granicami Francji. Zaraz po ucieczce zaciągnął się do francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Musieliśmy się zatem skontaktować się z dowództwem jednostki, w której obecnie służył. – Inspektor
Nie było to trudne zadanie. Ustalono, że stacjonuje ona w Algierii. Inspektor wysłał telegram do szefa tamtejszej policji. Zanim to jednak uczynił, przeanalizował wszystkie elementy sprawy. Uświadomił sobie, że podejrzany znał zamordowanych i wszedł w konflikt z głową rodziny. Jednak nikt nigdy nie sprawdził, czy w dniu zabójstwa rzeczywiście tam przebywał. A może jego ucieczka miała miejsce wcześniej? Zanim jeszcze doszło do tej makabrycznej zbrodni? Zwrócili się więc z pytaniem, czy 21 lipca 1946 roku poszukiwany przebywał w swojej jednostce.
Dowództwo potwierdziło, że w dniu popełnienia zbrodni mężczyzna pełnił służbę na terenie jednostki. Miał żelazne alibi. Nie mógł zatem być mordercą. Był niewinny. Śledztwo rozpoczynało się od początku. Inspektor ponownie znalazł się w punkcie wyjścia. Z czterema martwymi ciałami i brakiem jakichkolwiek poszlak.