Ziębice to dziś niewielkie miasto w województwie dolnośląskim. Przed rokiem 1945 należały do Niemiec i nosiły nazwę Münsterber. Miasto zapewniało ludziom pracę i niezłe perspektywy na przyszłość. Kwitło bujne życie kulturalne.
Spokój mieszkańców miasta został jednak niespodziewanie przerwany tuż po świętach Bożego Narodzenia roku 1924. Lokalna gazeta poinformowała wtedy o śmierci Karla Denke, wielokrotnego mordercy-kanibala.
Historia ze śmietnika
Artykuły prasowe donosiły, że Denke nie tylko jadł, ale i sprzedawał ludzkie mięso. Wieści o kanibalu przyczyniły się do bankructwa wielu lokalnych zakładów masarskich i rzeźni.
Miejscowe władze robiły jednak wszystko, aby skutecznie wymazać z pamięci mieszkańców postać kanibala. Wkrótce nikt już nie pamiętał o tych wydarzeniach. Prawda wyszła na jaw dopiero po sześćdziesięciu latach. I to całkiem przypadkowo…
W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku profesor Tadeusz Dobosz, pracownik Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, odnalazł na śmietniku blisko tysiąc przeźroczy. Fotografie pochodziły z wizji lokalnej, którą przeprowadzono w domu Karla Denke, tuż po jego śmierci.
Zapiski koronera
Karl Denke w wyniku pewnych wydarzeń znalazł się w areszcie. Tam po kilku dniach został znaleziony martwy. Powiesił się na pętli, którą zrobił z własnej apaszki.
Policjanci na prośbę krewnych zmarłego weszli do jego domu w celu zabezpieczenia znajdującego się tam mienia przed szabrownikami. To, co funkcjonariusze zobaczyli na miejscu, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Z przeszukania mieszkania powstał 24-stronicowy raport, który uważa się dziś za jedyny znany i potwierdzony dokument opisujący zbrodnie Karla Denke. Mimo upływu blisko stu lat, jego treść wciąż przeraża…
Pobożny ojczulek
Karl Denke przyszedł na świat w roku 1860 w dzisiejszych Kalinowicach Górnych. Większość współczesnych nam źródeł błędnie umiejscawia tę datę na całą dekadę później. Był młodszym synem zamożnego rolnika. Od wczesnych lat miał opinię osoby upartej i zawziętej.
W szkole był jednym z najgorszych uczniów. Za to po śmierci jego ojca okazało się, że Karl nie został uwzględniony w testamencie. Musiał opuścić rodzinną wieś i nigdy do niej nie wracać.
Wśród lokalnej społeczności mężczyzna szybko dorobił się opinii człowieka spokojnego. Podczas niedzielnych mszy grał na organach. Słynął również z udzielania wszelkiego wsparcia osobom biednym i bezdomnym. Z tego powodu często nazywany był przez swoich sąsiadów „ojczulkiem Denke”.
Cena za nocleg i strawę
Nikt nie zdawał sobie sprawy, że za maską pobożnego i dobrotliwego starszego pana kryje się prawdziwa bestia w ludzkiej skórze. Swój morderczy proceder Denke rozpoczął na pewno przed rokiem 1903.
Kolekcja odkrytych zębów ofiar była naprawdę okazała. Znaleziono je w mieszku na pieniądze, trzech papierowych torebkach oraz w dwóch blaszanych pojemnikach z napisami „Pieprz” i „Sól”.
Denke pomagał zagubionym ludziom, najlepiej jak umiał. Jednakże nie tak zupełnie za darmo. Za jedzenie i nocleg przybysze często płacili swoim własnym życiem.
Plotki o „ciepłym braciszku”
Denke został pochowany w asyście uzbrojonych policjantów 31 grudnia 1924 roku o godzinie 6 rano.
Niedługo później w prasie pojawiły się głosy, że unikający jakiegokolwiek kontaktu z kobietami Denke podejrzewany był przez współmieszkańców o homoseksualizm. Wiedząc jednak, że ofiarami mordercy padali wyłącznie ludzie z tak zwanego marginesu społecznego, należy uznać te rewelacje za wyssane z palca.
Tymczasem podczas przeczesywania okolic domu „ojczulka Denke” policja dokonała kolejnych makabrycznych odkryć, o czym ze szczegółami donosili dziennikarze.
Czy Denke handlował ludzkim mięsem?
Jak wymazać zło z pamięci
Panika, która wybuchła w mieście po ujawnieniu licznych zbrodni mocno odbiła się na sytuacji ekonomicznej całej branży spożywczej.
Władze miejskie robiły wszystko, aby o Karlu Denke szybko zapomniano. Z nieoczekiwaną pomocą miejskim włodarzom przyszli inni seryjni mordercy, o których zrobiło się głośno: Fritz Haarmann, Fritz Angerstein i Peter Kürten. O„ojczulku” Denke nikt już głośno nie mówił.
Zakaz kopania
Przypadkowe odkrycie przedwojennych przeźroczy na uniwersyteckim śmietniku przywróciło pamięć o Karlu Denke i sprawiło, że przestał być on postrzegany wyłącznie jako „miejska legenda”.
Dom, w którym Karl Denke mordował swoje ofiary, a ich mięso peklował, stoi do dzisiaj. Dopiero na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku znalazł się ktoś, kto chciał tam zamieszkać.
Na razie jednak rodzina ta nie chce się zgodzić na przeprowadzaenie badań archeologicznych wewnątrz budynku.
Co więcej wiemy o postaci mrocznego kanibala? Posłuchajcie kolejnego, #97 odcinka Kryminatorium!